Rozdział
V
Moje oczy nie chciały się
otworzyć, a głowa bolała niemiłosiernie. Skrzywiłam się. O matko… Co ja
najlepszego zrobiłam? Naraziłam własne zdrowie… Gadam, myśląc, że żałuję, ale
tak nie jest. Przynajmniej było zabawnie. Podniosłam lekko powieki i to co
zobaczyłam odjęło mi mowę. Byłam w chabrowej letniej spódniczce, która okazała
się podciągnięta do góry. Jakby tego było mało nie miałam na sobie bluzki i
paradowałam w białym, koronkowym staniku. Co do diabła… Zacisnęłam usta i
poczułam coś w nich – jakiś materiał. Był wyjątkowo miękki. Przypominał mi…
Jezu! Wyplułam szybko skarpetkę z ust. Wylądowała na moim brzuchu, obśliniona,
ale zignorowałam ją już. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że trzymam nogę, a
raczej buta na twarzy Armina, który leży bezwładnie na kanapie i śpi z
otwartymi ustami mamrocząc coś. Szpilka wbijała mu się w twarz i byłam pewna,
że zostanie ślad. Biedny Armin. Nie ruszyłam się jednak nawet o milimetr.
Przejechałam spojrzeniem po pomieszczeniu. Leżałam na nieprzytomnej Violce. Kastiel
stał nade mną. Patrzył na mnie wrogo, a ja zmarszczyłam brwi. Co się stało?
Westchnął i próbował się
uspokoić. Zacisnął usta w wąską kreskę, starając się nie wybuchnąć.
- Co ty robisz z moją skarpetką?- zapytał drżącym głosem.
Otworzyłam szerzej oczy. O czym on pieprzy? Za chwilę
zorientowałam się, o czym mówił. Tylko nie to… Poruszyłam się niespokojnie, a
za chwilę już stałam na ziemi. Swoim gwałtownym ruchem, potrąciłam Violkę, ale
nie zbudziłam jej ze snu. Kurna. Ile ona wypiła? Violka i alkohol? No kto by
pomyślał?
Jeszcze
raz przyjrzałam się otoczeniu, a widząc Kim w dość niewygodnej pozycji, aż się
wzdrygnęłam. Była wygimnastykowana .
Miała większość tułowia na podłodze pod stoliczkiem na kawę, drugą część nad
ziemią, a głowę na stole, zaś nogi także na stole ale z drugiej strony,
aczkolwiek były niesamowicie zbliżone do jej łepetyny. Ale będzie ją potem szyja
bolała… albo całe ciało. Nie ruszyłam jej jednak, bo byłam bardziej zajęta
złapaniem obślinionej skarpetki w dłoń i rzuceniem nią w Kastiela.
Ohyda!
Miałam w ustach jego skarpetkę! Dobra, nie ważne. Teraz mam ważną potrzebę w
łazience. Ruszyłam do toalety, ale coś mnie powstrzymało. Nie no! Gruba impra
była, skoro Iris ma głowę w klozecie. Ktoś ją tam wsadził, czy wymiotowała i
nagle rozmazało jej się przed oczami? Po zastanowieniu nie chcę wnikać.
Widocznie mam dobrą głowę do picia. Ja i Kastiel, bo on też nie wyglądał jakby
miał coś uszkodzone w trakcie odsypiania po zabawie. Oczywiście oprócz
skarpetki.
Kurwa!
Ja się chyba zaraz zeszczam, a Iris sobie balanguje w kiblu! Ja to muszę
sfilmować! Naprawdę! Jak Boga kocham, ja to sfilmuję! Problem w tym, że jestem
niewierząca, ale to szczegół…
Jezuuu!
Wybiegłam do kuchni, złapałam za pustą butelkę po piwie i zamknęłam się w
jakimś pokoju, po czym postarałam się opróżnić. NI-GDY WIĘ-CEJ IM-PREZ. Chyba,
że wezmę sobie jakiś przenośny kibelek ze sobą w razie czego.
Butelkę
z moim moczem wyrzuciłam przez okno i trafiła na taras sąsiada. Ah, trudno.
Niech sobie powącha. Od zawsze był jakiś dziwny. No to teraz ma. A nie. To inny
sąsiad. Na szczęście skąd mógłby mnie o to podejrzewać? To dom Kastiela. Ja
jestem gościem. I to bardzo porządnym. Nie ma co się obawiać… Heh… Tak bardzo
bym tego chciała.
Rozpoczęłam
swój straszny plan. W kuchni przyszykowałam dość sporą miskę i podzieliłam się
pomysłem z Kastielem, który był dziwnie ubawiony z tego powodu, a sama poszłam
szukać kamery. Nie obyło się bez przewrócenia paru rzeczy w pokoju Kasa. I tak
jak miałam w swoim zwyczaju potknęłam się na schodach. Myślałam, że nie dość,
że obiję sobie gębę, zniszczę kamerę, to wszystkich pobudzę i nici z zabawy.
Zaczęłam lecieć, jak w zwolnionym tempie, aż natrafiłam na klatkę piersiową
czerwonej małpy, która wzięła mnie w ramiona i szepnęła jakiś sprośny żarcik.
Nie… Nic mnie już nie zaskoczy. Zbyt dużo rzeczy widziałam. Odepchnęłam go od siebie i tyłkiem
wylądowałam na podłodze, bo nasz kochany palacz postanowił mnie jednak puścić.
Ah… Debil… Starałam się nie zwrócić już na to uwagi, bo wszyscy w każdej chwili
mogą się obudzić.
Wlałam
zimną wodę do miski, podałam ją
Kastielowi i zaczęłam kręcić moich znajomych w dziwnych pozycjach. Na początku
weszłam do pokoju, w którym spała Rozalia w samej bieliźnie, a obok niej Leo,
który akurat miał głowę na podłodze, a resztę ciała na łóżku, potem przeszłam
do Armina ze śladem na twarzy, Violki rozpłaszczonej na podłodze, Alexego leżącego
na kroczu Kentina na podłodze (ważny jest fakt że brązowowłosy miał białe
spodnie –zapamiętajcie), Lysandra z nóżką od kieliszka w ustach, Kim w dziwnej
pozycji ze stołem, Melanii przytulającej fotel i Iris w kiblu. Potem wróciłam
do Kentina, a Kastiel położył obok niego miskę i wsadził tam jego rękę. Jego
spodnie powoli zabarwiały się na żółto, a Alexy poruszał się niespokojnie. Uch,
nawet ja poczułam ten odór. Ale ze śmiechu już nie wytrzymałam i oboje
wybuchliśmy bez opamiętania. Pobudziliśmy wszystkich, ale warto było.
Wyłączyłam nagranie, rzuciłam kamerę na kanapę i zaczęłam się turlać po
podłodze i trzymając się za brzuch, który zaczynał powoli pobolewać.
***
Warknęłam
na niego. Jak on śmie. Zginie za to. Jestem tego pewna. On musi zginąć!! Mój
żołądek po raz kolejny się boleśnie skurczył. I to nie z głodu, ale z
przelewającej się tam trucizny. Jeśli umrę… Nie chcę umierać. Naprawdę. Życie
przede mną! Nie było za wesołe, ale to nie oznacza, że się nie poprawi. Właśnie
o to chodzi! Chcę przeżyć jeszcze parę chwil szczęścia. Nie wyobrażam sobie
śmierci tutaj. W jakieś obskurnej piwnicy jakieś psychopaty.
- Jesteś na tyle pojebany, że porwałeś lumbaryjską
księżniczkę? Za takie coś będziesz umierać. W długich i straszliwych
męczarniach! Po co ci to? Po jakiego chuja chcesz się mnie pozbyć? Co będziesz
z tego miał? Satysfakcję? Masz jakieś chore ambicje, psycholu!- darłam się, jak
najgłośniej mogłam.
On
tylko się zaśmiał i odgarnął długie blond włosy. Ugh… był ohydny… Zarośnięty,
brudny i chodził w podartych ubraniach. Przybliżył się do mnie, a ja szarpnęłam
za łańcuchy, które nie dość, że mnie przytrzymywały, to jeszcze blokowały moją
moc.
Złapał mnie za podbródek i zaczął kciukiem go lekko
pocierać. Odchyliłam lekko głowę, co mógł uznać za próbę uchylenia się przed
nim, ja tylko wykorzystałam tą sytuację. Z całej siły uderzyłam czołem o jego,
tak że mi samej się lekko zakręciło, choć pewnie mu bardziej. Podczas, gdy
porywacz upadał, zabrałam mu niepostrzeżenie kluczyk od kajdanek. On
rozmasowywał sobie skronie, a ja wydostałam się z kajdanek. Zaczęłam uciekać,
ale potknęłam się o nierówną podłogę. Nie chcąc stracić mężczyzny z oczu,
przewróciłam się na plecy. Zdenerwowany podniósł nóż i rzucił szybko we mnie.
Nie zdążyłam się do końca uchylić i ostrze przecięło mi brzuch. Próbowałam nie
zwracać na to uwagi, w jednej chwili stanęłam na równe nogi i wybiegłam z
pomieszczenia.
***
Dość
szybko przywołali mnie do porządku, mało czasu miałam na ucieczkę. Jak się
okazało nie była ona konieczna. Kentin z Alexym (który był dość zarumieniony)
mieli już mnie udusić, kiedy przerwała im Kim.
- Nie chcecie najpierw zobaczyć, co nagrała?- zapytała,
biorąc kamerę w dłoń.
Odetchnęłam, bo serce zaczęło mi mocniej bić przez chwilę.
Spojrzałam na Kastiela. Stał spokojnie. Najwyraźniej nie czuł się zagrożony, a
przecież przyczynił się do moich wybryków. Wiedziałam, mimo to, że go nie
zaatakują. Podrapałam się po głowie, zerkając to na niego, to na grupkę, która
oglądała filmik. To, że każdy z nich co chwilę zmieniał swoją minę, nie było
moim urojeniem.
- Uciekaj póki możesz.
Normalnie
bym się nie posłuchała tej małpy, ale kiedy w głowie ułożyłam sobie dostępne
scenariusze, stwierdziłam, iż lepiej się oddalić. Rzuciłam się biegiem na
schody, żeby poszukać swoich ciuchów. Byłam zbyt przejęta śmianiem się, żeby
przypomnieć sobie o ważnej rzeczy – ubraniu się. Paradowałam sobie w staniku,
co bynajmniej nie zauważyli moi przyjaciele. Natomiast Kastiel mógł sobie
korzystać dowoli z tego widoku. Przynajmniej nie mogę się wstydzić swoich
niedoskonałości w górnej partii ciała. Swojej ciemnej tuniki nie znalazłam,
więc wyciągnęłam jakąś przydługą bluzę z szafy Kasa. Była czarna i nie miała
żadnych napisów, więc nie wyglądała tak źle, komponując się z leginsami galaxy.
Na szczęście torebka została w stanie nienaruszonym. Słyszałam krzyki z dołu.
No to teraz zaczyna się walka na śmierć i życie. Ja wybieram życie.
Huk na
schodach. Z tej złości i pośpiechu chyba ktoś się wypieprzył. Rozejrzałam się.
Droga ucieczki! Korytarz odpada, bo oni już tam są. Może okno? Kuźwa. Przecież
to trzecie piętro! Myśl, człowieku! Kastiel! Czemu musisz mieszkać w domu z
piętrem, jeszcze okej, jakby to piętro było, tylko piętrem, a nie piętrowym
mieszkaniem na drugim i trzecim piętrze [celowe powtórzenia = zagubiona
postać]. Raz kozie śmierć. W końcu i tak jestem mało podatna na upadki. Nie
ważne, że ta ochrona nie działa w ludzkiej postaci. Może wejdę na rynnę? A co
sąsiedzi pomyślą? Małpa skacze po ścianach! No ale… To nie moi sąsiedzi. Najwyżej
zepsuję Kastielowi opinię. O ile można zepsuć ją gorzej, niż jest.
Otworzyłam
okno, weszłam na parapet i złapałam się krawędzi dachu. Los mnie jednak kocha,
bo nie spadłam, wisząc tak żeby mnie nie widzieli, a przy okazji trzymając się
tylko dachówek. Mnie kocha los, a ja kocham moje wygimnastykowane ciało, które
zawdzięczam także losowi. Dlatego kocham życie. Jakie to piękne i głębokie…
Na
ziemię nie spadłam też od tak. Potrzebowałam dwóch minut, aby obczaić, że obok
mnie jest balkon. To się nazywa orientacja w terenie poziom hard. Z obawy, iż
tam też mogą zajrzeć, pośpiesznie zeszłam na niego i zawisłam niżej. Tam już
było gorzej, bo gdybym jeszcze się zniżyła, zaczynałoby się mieszkanie
sąsiadów. No dobra… myśl! Połamałabym sobie kości, gdybym się puściła. Co to
kuwa za filozofia była, żebym wtedy się gdzieś schowała? Nie musiałabym teraz
świrować. Na dole usłyszałam krzyki. Mój wzrok pokierował się na ziemię.
Kastiel. A czego on chce?
- Czego chcesz, patałuju?- zapytałam, mrużąc oczy.
- Puść się, złapie cię, jak gentelman i zaniosę, jak
księżniczkę do łóżka. Oczywiście położę się obok- odpowiedział z zawadiackim
uśmiechem.
Gdybym miała jak, ukatrupiłabym go za takie myśli.
- I przy okazji ściągnąłbym z ciebie bluzę, w końcu jest
moja.
On mnie odstraszał. Specjalnie, ale wiedział, że i tak się
puszczę i pozwolę złapać. Wtedy to on mnie nie puści i zaniesie, gdzie mu się
podoba. Postanowiłam spaść na niego. Dostatecznie mu ufam i go znam, iż wiem,
że żartuje, chociaż takie żarty często można pomylić z prawdą, więc ostatecznie
byłam przerażona.
***
Ten skunks dorwał mnie tuż przy
wyjściu z tego horroru. Brama wyjściowa z jego terenu. A w około sam las. Ale
chyba wolę ten bór, niż dom tortur. W końcu jest więcej miejsca i łatwiej
byłoby go zgubić. Znalazłam wszystkich znajomych, których też porwał. Rozalię,
Kim, Kastiela, Alexy’ego, Lysandra, Iris i Kentina. Stali koło mnie, przerażeni
o wiele bardziej, niż ja. Nie mieli pojęcia, co się dzieję. Wpakowałam nas
wszystkich w to gówno! Kto by pomyślał, że już nawet nie można mieć znajomych,
bo wszyscy cierpią tak, jak ty.
Brama zamknięta. Ogrodzenie pod
napięciem, wysokie na kilka metrów. On naprawdę przygotowywał się do tego
zamachu sporo czasu. Cholerny śmierdziel.
- Nic was już nie uratuje!- krzyknął psychodelicznie, a jego
źrenice obróciły się w dwie różne strony. Zupełnie, jakby miał zeza
rozbieżnego, a nawet gorzej.
Nie miałam pojęcia, co robić. Wszystkie pomysły już chyba
wyczerpałam, aby się stąd wydostać. Gdybym wiedziała, jak stąd wyjść, to by nas
nawet nie dogonił. Oczywiście musiałam zrobić z siebie głupka.
W
najbardziej kryzysowej sytuacji, kiedy ten psychol był kilka metrów przede mną,
zjawił się Kheril. W tym momencie mogłabym paść mu do stóp, poniżając się, jak
największa szmata. Ale tylko w tamtym momencie, po chwili mi przeszło. Uratował
nas, to fakt. Faktem też jest to, że go nienawidzę. Po prostu. Za wszystko. Za
jego wieczne wymądrzanie się w królestwie; za jego wpływy; za to, że bardziej
wierzyli jemu, niż mi; za to, iż był moim narzeczonym. Kompletna głupota!
Wybierać partnera dziecku, zanim jeszcze się urodzi. Próbowałam to ignorować,
ale on wciąż się o mnie starał. Nie był we mnie zakochany, raczej chciał
udowodnić, że mnie można zdobyć. Mieć na własność. Ja też miałam swoje miłostki
w życiu, ale żadna nie doszła do skutku, bo zawsze twierdziłam, że nie
potrzebna mi jest jeszcze osoba towarzysząca. Byłam wyrafinowaną królewną,
która mimo tego robiła wszystko po swojemu. Zawsze mi się upiekło, więc nie
żałowałam swojej ciekawości i chęci zabawy. Wyjechałam z rodzimej krainy do
świata ludzi. To było świetne posunięcie, do czasu śmierci mojej matki.
***
Zamknęłam
oczy i poluzowałam ucisk w rękach. Czułam powiew wiatru, który towarzyszył mi w
leceniu w dół. Sekunda minęła, a poczułam, jak obejmują mnie silne ramiona.
Miałam wrażenie, że to sen, więc nie otwierałam oczu, tylko delektowałam się
tym pięknym doznaniem. Przytulił mnie mocniej, a moja głowa automatycznie
bardziej przylgnęła do niego. Cudnie pachniał. Przez cienką koszulkę mogłam wyczuć
jego mięśnie, dzięki którym czułam się jakoś bardziej bezpiecznie. Nie
chciałam, żeby mnie puszczał. Byłam otumaniona i nie myślałam racjonalnie, do
chwili, w której byliśmy już w pokoju. Rzucił mnie bezlitośnie na łóżko, a
zarazem tak lekko, jakbym ważyła tyle co piórko. Wyrwał mnie wtedy z zadumy.
Wylądowałam na miękkiej pościeli, mając rozkraczone nogi i siedząc twarzą do
niego.
- Ty śmieciu! Zepsułeś tą chwilę!- wydarłam się,
podświadomie chwytając na poduszkę i celując w niego.
Zwinnie ją złapał i zmrużył oczy, oczywiście nadal
uśmiechając się łobuzersko.
- Jaką chwilę masz na myśli?- zapytał pociągająco.
O cholera. Faktycznie. Poniosło mnie i wygadałam mu to, o
czym myślałam. Wstyd! Przecież to co czułam, miało być tajemnicą. On sam nadal
powinien sądzić, że w każdej chwili jestem gotowa powiedzieć łańcuszek
przekleństw pod jego adresem. W każdej chwili, ale nie w tamtej.
Spaliłam
się rumieńcem i odwróciłam szybko wzrok. Kastiel wybuchnął śmiechem, po czym
spojrzał na mnie, a potem na łóżko i tak na zmianę. Dotarło do mnie, że jestem
rozkraczona na jego łóżku, a on chciał to podstępnie wykorzystać. Nie kłamał,
kiedy mówił, że zaniesie mnie do pokoju. Gorzej, jeśli położy się obok mnie.
Zrobiłam nadąsaną i wyniosłą minę, wstałam i się otrzepałam, a następie
wyminęłam go. W zastraszającym tempie znalazłam się już poza terenem jego domu.
Klnęłam pod nosem na niego, będą
we własnym świecie. I przez to wpadłam na kogoś. Podniosłam wzrok do góry.
- Siemka, Kentuś!- wyszczerzyłam się.
Brązowołosy zmrużył oczy i zgiął dłoń w pięść, a drugą ją
przycisnął, tak że strzeliły mu kostki. Otworzyłam przerażona oczy.
- Masz pięć sekund- wysyczał.
Obróciłam się na pięcie i jak najszybciej zaczęłam uciekać.
On nadal pamiętał. Zresztą co się dziwię? To było kilkanaście minut temu.
Widocznie już poszedł, a potem po coś się wracał. Usłyszałam, jak krzyknął, że
koniec czasu. I nie pięć, ale dwie sekundy, odkąd pobiegłam. Zniknęłam za
zakrętem. Obróciłam się za siebie. Cholera, jaki on szybki. Za chwilę mnie
dogoni.
- Niee!! Ja chcę jeszcze żyć!! Błagam! Zostaw mnie! Pomocy!-
piszczałam.
Ludzie odwracali się za nami, ale potem szli dalej. Dzięki
za pomoc. A jakby to naprawdę był jakiś morderca? Chociaż w sumie… w obecnej
sytuacji nim jest. Kentin złapał mnie w pasie i do siebie przyciągnął.
- Za-pła-cisz za to…- pogroził i przerzucił mnie przez
ramię.
Fuck! Zabiję jego ojca, bo wysłał go do szkoły wojskowej.
Mięśni sobie skurczybyk narobił i teraz się nimi chwali. Kiedyś by mnie nie
podniósł! Mogłam tylko bić w jego plecy i się szarpać, ale nic sobie z tego nie
robił. Oczy mi się zmieniły na różowe. Z tego wszystkiego zapomniałam założyć
soczewek.
Zaniósł
mnie do domu Kastiela. Chyba sobie kpi! W salonie nadal wszyscy siedzieli.
Czyżby zmówili się i mnie szukali nawet na mieście? To by było zbyt piękne. Tak
się dla mnie poświęcać. O czym ja myślę? Robili to dla siebie! Odstawił mnie na
środku pokoju.
- Hej, wszystkim. Ładny mamy dzień, prawda?- spanikowałam. W
szybkim tempie znalazłam się przy drzwiach, ale pojawił się Kastiel, odsunął
mnie od drzwi i zamknął drzwi na klucz.
Oddychałam dość głośno. Byłam aż tak zdenerowana?
***
Czułam
niepokój, ale jednocześnie jakbym była bezpieczna, choć powinnam się bać. Dziwne uczucie. Niby po wszystkim. Gościu,
który chciał mnie zabić lub więzić, zginął. Mimo tego nadal jestem uwięziona. Nie
fizycznie, a psychicznie. Siedzi w mojej głowie, a jednak istnieje naprawdę. To
on wydał mnie temu psycholowi, a on porwał moich przyjaciół. Usiadłam na podłodze
na strychu, na drewnianych deskach. Przede mną był pentagram narysowany moją
krwią, srebrną i błyszczącą. Uśmiechnęłam się delikatnie. Demon we mnie tkwił
także w nim, a on we mnie.
- Krąg życia. Jedyny, najlepszy i wieczny…- zaśpiewałam
wesoło.
Posypałam Lumbaryjski pył na znaki i dmuchnęłam w niego, tak
że otoczył cały pokój, rozświetlając go w jasnym blasku.
- Jakie to piękne- szepnęłam, wycierając łzy ze wzruszenia.
Powstały różne obrazy, zorze, chmury, kwiaty, kryształy, gwiazdy,
słońce, księżyc i na końcu tęcza – mój atrybut. Widzę czym jestem w świecie, co
dla ludzi znaczę, co jest moim obowiązkiem.
Za mną
pojawił się wysoki mężczyzna. Położył mi rękę na ramieniu, a ja przykryłam ją
swoją dłonią. Przyciągnął mnie do siebie tyłem, położył drugą rękę na brzuchu i
głaskał go delikatnie kciukiem. Położył mi głowę na ramieniu, sprawiając, że
nasze głowy były obok siebie. Zerknęłam na niego, a on na mnie.
- Ludzie cię potrzebują. Niby zwykła Lumbaryjka, a ze
srebrną krwią. Sprawiasz, że ludzie się uśmiechają, a złe sny mijają, Lora-
szepnął.
Wpatrzyłam się w iluzjonistyczne obrazy, nawet od samego
patrzenia byłam szczęśliwa. Bardziej się do niego przytuliłam.
- Jesteś moja- powiedział.
Westchnęłam. Trzeba się pogodzić ze swoim losem, prawda?
- Niestety- stwierdziłam.
Przeznaczenie? Dziwne przesądy, trwające od tysięcy
lat i nadal stosowane przez radę. Być kimś wyjątkowym to też spływające
obowiązki. Przymknęłam oczy, widziałam mimo tego światło. Zorza i tęcza. Cóż za
absurd! Jestem silniejsza, a jednak to ja podlegam mu, a nie on mi. Wyszczerzyłam
uśmiech. Taki już życie. Moja łza spadła na pentagram i wtedy całe
pomieszczenie rozbłysło we wszystkich kolorach tęczy, a ja delektowałam się tą
chwilą…
*---------------------------------------------------------------------*
To jest tak, że posty będę dodawać bez terminów. Wtedy, kiedy napiszę, kiedy będę miała czas. Może nawet dłużej będziecie czekać, niż zwykle, ale kiedyś się pojawią ;)